Kraków. Miasto zachowane – miasto znikające
Kraków zna każdy Polak. I każdy Polak zapewne przynajmniej raz w Krakowie był, biorąc pod uwagę, że wizyta w tym mieście jest obowiązkowym celem wycieczek szkolnych. Kraków jest również najbardziej znaną polską marką turystyczną na świecie. Co roku do grodu Kraka przybywa więcej turystów niż do Florencji, Bolonii, Pragi czy Berlina. Od kilku lat dawna stolica Polski w przeróżnych rankingach europejskich atrakcji turystycznych zajmuje pierwszą lub jedną z pierwszych lokat pod względem popularności. I choć o Krakowie napisano już chyba wszystko i wszystko o nim opowiedziano, to jednak wciąż kryje w sobie tajemnice, które czekają na odkrycie. I wbrew pozorom wciąż się zmienia. Jest w Krakowie kilka rzeczy, które trzeba szybko zobaczyć chociażby dlatego, że za chwilę znikną…
Kraków zachowany
Co to jest Kraków wie w Polsce każde dziecko kwadrans po urodzeniu. To nie jest wiedza nabyta. To jest wiedza wyssana z mlekiem matki. Kraków to synonim polskości. O Krakowie wiadomo, że to dawna stolica, że siedziba królów, miasto Jana Pawła II, dwóch noblistów, jednego z najstarszych na świecie uniwersytetów i największej na świecie liczby barów na kilometr kwadratowy. Wiadomo, że w Krakowie znajduje się największy w Europie Rynek i największa liczba zabytków klasy zerowej (nie bez powodu jest wpisany na pierwszą listę dziedzictwa kulturowego UNESCO). O tym Krakowie pisać dzisiaj nie będziemy. Zajmijmy się tym Krakowem, o którym w przewodnikach pisze się niewiele lub nie pisze się wcale, a odkryć go warto lub wyjaśnić kilka niewyjaśnionych dotąd tajemnic.
Zaułek Niewiernego Tomasza
Czy wiecie skąd wzięła się nazwa tego urokliwego miejsca na skrzyżowaniu ulic Św. Tomasza i Św. Jana? Oficjalnie na mapie Krakowa Zaułku Niewiernego Tomasza nie znajdziecie. A i tak niemal wszyscy wiedzą gdzie to jest. Jest to chyba najładniejszy z krakowskich placyków, który swoje istnienie zawdzięcza stojącemu tam kościołowi pod wezwaniem dwóch świętych – Św. Jana Chrzciciela i Św. Jana Ewangelisty. Kościół powstał zanim Kraków otrzymał prawa miejskie i uporządkowano miejską siatkę ulic, co nastąpiło w 1257 roku. Świątynia romańska istniała w tym miejscu prawdopodobnie już w 1100 roku. Gdy rysowano przebieg ulicy Św. Tomasza, kościół już istniał, zatem by go ominąć ulica została poprowadzona łukiem a dzisiejszy kształt placyk ostatecznie otrzymał w połowie XIX wieku. Bez wątpienia jest to miejsce magiczne. Przez wiele lat mieściła się tu siedziba krakowskiego Jazz Klubu (ul. Św. Jana 5) a dziś atmosferę miejsca budują kawiarnie Dym i Café Camelot w podziemiach której działa Teatr Loch Camelot. Wcześniej na jego scenie funkcjonował kabaret Loch Camelot i to właśnie jego twórcy, Kazimierzowi Madejowi, zaułek zawdzięcza swoją nazwę. Dyrektor Madej od samego początku, gdy w 1992 roku jego zespół został przygarnięty przez Jacka Łodzińskiego pod dach istniejącej tu wówczas Galerii Sztuki Naiwnej Camelot, był przekonany, że zaułek powinien nosić imię tego apostoła. Niewykluczone, że u podstaw jego przekonania leżał fakt, że sam dopuścił się swoistej niewierności tworząc poważną konkurencję dla kabaretu „Piwnica pod Baranami”, którego był artystą. Pewnego dnia oparł o mur kamienicy przy ul. Św. Tomasza 17 drabinę, wspiął się na nią i własnoręcznie wymalował napis na ścianie. Do dziś szyld malowany jego ręką widnieje nad zaułkiem. A kabaret urósł do rangi teatru. Obecnie prowadzą go wspólnie Ewa Kornecka i Michał Chludziński. Gdy w jakiś sobotni wieczór zdarzy się Wam usiąść w ogródku Café Camelot lub sąsiedniego Dymu i usłyszycie muzykę płynącą spod ziemi, to znaczy, że właśnie rozpoczął się spektakl.
Nóż pod stropem
W historii Krakowa nóż pojawiał się kilkukrotnie. Jeden wisi nad wejściem do Sukiennic na Rynku Głównym. Bynajmniej nie jest to nóż, którym raniony został niegdyś na stadionie Wisły Dino Baggio. Ten nóż był narzędziem zbrodni sprzed ponad 600 lat i wiąże się z legendą tłumaczącą różne wysokości wież Kościoła Mariackiego. Wychodzące na Rynek dwie wieże kościoła to symbol Krakowa, rozpoznawany na całym świecie. Jeżeli stoicie przed standem z widokówkami i nie ma tam żadnej z wieżami Kościoła Mariackiego, to znaczy, że nie jesteście w Krakowie. Obie zostały zbudowane w stylu gotyckim na planie kwadratu, do dziewiątej kondygnacji są niemal identyczne a następnie jedna zakończona jest hełmem, a druga pnie się jeszcze przez dwie ośmioboczne kondygnacje i wieńczy ją strzelista iglica. Ta niższa, południowa, to kościelna dzwonnica. Ma 69 metrów wysokości. Wyższa wieża, północna, należy do miasta. To tzw. hejnalica. Najwyższy, mierzący 82 metry, budynek w Krakowie. Z jej okien na wysokości 54 metrów co godzinę grany jest hejnał mariacki.
Tajemnicą pozostaje tak różna wysokość obu wież. Ale istnieje legenda, która próbuje wyjaśnić ową tajemnicę. Otóż budowę kościoła i wież zlecono dwóm braciom, uważanym za najlepszych budowniczych, jakich Kraków wówczas posiadał. Zbudowali zgodnie kościół i przystąpili do stawiania wież. Starszy budował wieżę południową a młodszy północną. Początkowo budowa przebiegała w równym tempie, ale szybko okazało się, że wieża budowana przez starszego brata pnie się w górę szybciej. Wówczas zdjęty zazdrością młodszy brat zabił go, kazał przykryć kopułą budowaną przez niego wieżę południową a sam dokończył budowę swojej, teraz wyższej, północnej. Jednak sumienie nie dawało mu spokoju. W dniu konsekracji świątyni wyszedł na swoją wieżę, publicznie przyznał się do zabójstwa i trzymając w ręku nóż, którym zabił brata, rzucił się w dół, na krakowski Rynek. Do dziś nóż ten można, na pamiątkę tamtych wydarzeń, oglądać zawieszony w bramie Sukiennic od strony ulicy Siennej.
Kraków znikający
Kraków uchodzi za miasto konserwatywne, miasto, które niechętnie poddaje się zmianom. I pewnie dlatego krakowianie z dystansem przyjmują co roku tysiące rozbawionych Brytyjczyków, których do miasta ściąga raczej tanie piwo niż bogata historia miasta. I pewnie nawet nie zauważają, że nawet to tanie piwo staje się pomału historią. Warto wybrać się do Krakowa także po to, by doświadczyć miasta, które za chwilę przestanie istnieć. Ale po kolei:
Krakowski Szkieletor
Szkieletor to nigdy nieukończony budynek NOT-u, który stoi w pobliżu Ronda Mogilskiego. Mierzy obecnie 92 metry i jest jednym z najwyższych budynków w Krakowie.
Jego budowę rozpoczęto w 1975 roku. Pierwotnie miał mieć 24 kondygnacje, mieścić salę konferencyjną na 500 osób, część usługową i gastronomiczną, sale szkoleniowe i administracyjne, kawiarnię z tarasem widokowym i hotel. Stalowy szkielet budynku wzniesiono w ciągu czterech lat a w 1979 roku, z powodów ekonomicznych, wstrzymano budowę. I tak konstrukcja przez ponad 40 lat szpeciła panoramę Krakowa, służąc okazjonalnie jako wieszak na reklamy wielkopowierzchniowe. Wrosła jednak w pejzaż miasta i z czasem stała się miejscem kultowym. Szkieletor zagrał w filmie i zaistniał w literaturze. A teraz nadszedł jego kres. Jeżeli chcecie go zobaczyć, to powinniście się spieszyć. Po licznych zawirowaniach formalno – prawnych w marcu 2016 roku wznowiono jego budowę, zatem przewiewny szkielet wkrótce przestanie górować nad Krakowem. Budynek otrzymał nową nazwę – Unity Tower. Zostanie podwyższony do wysokości 102,5m i będzie częścią niższego kompleksu biurowo – hotelowego, powstającego u jego stóp. Na ostatnim piętrze powstanie restauracja ze wspaniałym widokiem na Kraków i Tatry. Otwarcie Unity Tower zaplanowano na czerwiec 2019 roku. Szkieletor zacznie pisać swoją historię na nowo.
Nasyp jak rzeka
Nie tylko Szkieletor już wkrótce zniknie z panoramy Krakowa. Inną konstrukcją jest nasyp kolejowy, który dzieli miasto od ulicy Kopernika po Miodową.
Właśnie trwa jego rozbiórka. Jego miejsce zajmie estakada, po której bedą jeździć zarówno pociągi dalekobieżne jak i te obsługujące tworzoną Szybką Kolej Aglomeracyjną. Cała inwestycja kosztować będzie prawie miliard złotych ale na pewno nikt w mieście nie żałuje tych pieniędzy. Tę przebudowę porównuje się w Krakowie do historycznej zmiany przebiegu Wisły. Odzyskane miejsce po nasypie pierwotnie miało być wykorzystane pod parkingi, których tak w Krakowie brakuje. Ale pojawił się także atrakcyjny projekt studentów Politechniki Krakowskiej, który zakłada budowę pod estakadą kolejową parku linearnego ze ścieżką rowerową, elementami małej architektury i parkingami. Aby zobaczyć jeszcze raz znikający XIX – wieczny nasyp macie czas do 2020 roku, bo wtedy po całkowicie nowej estakadzie mają pojechać pierwsze pociągi.
Nowa atmosfera
Jeżeli ktokolwiek jest przywiązany do panującej w Krakowie atmosfery w dosłownym tego słowa znaczeniu, to także powinien się pospieszyć z odwiedzeniem miasta. Kraków jako pierwsze miasto w Polsce (i najbardziej zanieczyszczone) bardzo poważnie podszedł do problemu smogu i podjął cały szereg działań, które mają poprawić jakość powietrza. Od przyszłego roku zacznie tu obowiązywać całkowity zakaz palenia paliwami stałymi czyli węglem i jego pochodnymi oraz drewnem. Oczywiście posiadacze kominków nie są zachwyceni ale owocują lata edukacji prowadzonej przez Krakowski Alarm Smogowy. Ale to nie koniec pomysłów na czystsze powietrze! Jednym z najbardziej spektakularnych jest tworzenie w centrum miasta tzw. kwietnych łąk i parków kieszonkowych. To dosyć surrealistyczne przeżycie: zobaczyć nagle w samym środku miasta kawał niekoszonej łąki pełnej maków i chabrów, nad którą unoszą się tysiące owadów. Gatunki wysiewanych roślin tak dobrano, by pochłaniały zanieczyszczenia z powietrza. Taką łąke można zobaczyć np. przed budynkiem Muzeum Narodowego przy al. Trzech Wieszczów, na skrzyżowaniu ulic Nowosądeckiej i Wielickiej lub w Parku Jordana. Tam także stworzono Krokusowe Pole, które wiosną zachwyca nie mniej niż to w Dolinie Chochołowskiej.
Tę zieloną rewolucję Kraków zawdzięcza Piotrowi Kempfowi, dyrektorowi Zarządu Zieleni Miejskiej. – To człowiek, na którego Kraków czekał od lat – mówi Rafał Romanowski, redaktor naczelny „What’s Up Magazine” – Jego pomysły z jednej strony adaptują w Krakowie rozwiązania z Barcelony lub Berlina, takie jak małe parki kieszonkowe, a z drugiej są absolutnie pionierskimi rozwiązaniami. Kwietnych łąk, jak dotąd, nikt jeszcze nie tworzył w żadnym z miast europejskich! Edynburg jest zainteresowany wprowadzeniem pomysłu u siebie, tylko ciekawe jak uda się tam przekonać Szkotów, by nie kosili trawnika? – śmieje się Romanowski.
Kolejna zielona rewolucja jest planowana przez ZZM na ulicy Retoryka, w samym centrum miasta. Teraz jej środkiem biegnie zaniedbany (i często zas…ny przez psy zieleniec). Ale za kilka lat ma tamtędy, w otoczeniu zieleni, płynąć… strumień, wykorzystujący odprowadzaną dotąd do Wisły deszczówkę. I kto jeszcze powie, że Kraków jest konserwatywny?
Nowe szaty clubingu
Tani alkohol w Krakowie odchodzi w przeszłość. Pomału niemodne stają się nie tylko bary serwujące piwa rzemieślnicze z małych browarów ale i popularne kilka lat temu pijalnie wódek. Oczywiście wciąż pamiętany jest pierwszy w Krakowie bar w piwnicach, czyli FreePub przy ul. Sławkowskiej 4. Trudno zapomnieć miejsce, w którym bywali chyba wszyscy z Malcolmem McLarenem i Spielbergiem na czele, gdzie standardową mieszankę powietrza udało się z powodzeniem zamienić na dwutlenek węgla zmieszany z dymem tytoniowym w stosunku pół na pół. Ale to już przeszłość z czasów przed ustawą antynikotynową. To, co teraz jest na topie, to „speakeasy”, czyli ukryte bary bez szyldu, do których trafić mogą tylko wtajemniczeni lub ci, którzy rozwiążą zagadkę umożliwiającą ich lokalizację w mieście. Czasami trzeba poszukać na Facebooku, czasami przejść przez szatnię zupełnie innego lokalu, dotrzeć do toalet i tam za ukrytymi drzwiami trafić w świat rodem z czasów amerykańskiej prohibicji. Uspokajamy: choć nieco przypomina to kultową scenę z „Desperado” Rodrigueza, to aż tak źle nie jest. Toaleta jest czysta a lokal wysmakowany w każdym calu. Najsłynniejsze ze „speakeasów” to Mercy Brown, Z Ust do Ust lub Pitu Pitu. W tych lokalach pija się wyłącznie koktajle. Czasami wręcz niezwykłe. Ja bym nie wymyślił, że można zrobić alkoholowego drinka na bazie… rosołu. Nie pomogę Wam ich odnaleźć. Popsułbym całą zabawę.
Jak dojechać?
Z bardzo daleka do Krakowa najlepiej dostać się drogą lotniczą. Przy okazji można zobaczyć jak imponująco w ostatnich latach rozwinęło się lotnisko w Balicach. Jeżeli ktoś przybywa z Polski, to najlepiej wybrać pociąg. Poruszanie się samochodem po Krakowie graniczy z absurdem. Z jednej strony ruch skutecznie utrudniają trwające inwestycje a z drugiej miasto wciąż cierpi na chroniczny niedobór parkingów. Natomiast koleją dotrzemy od razu w samo centrum miasta i przy okazji zobaczymy nowy dworzec kolejowy, który może być przykładem dla świata jak należy zorganizować nowoczesny dworzec w mieście historycznym. W przypadku kolei bynajmniej nie jesteśmy już skazani wyłącznie na drogie połączenia InterCity. Na rynku pojawiła się interesująca oferta regionalnego przewoźnIka POLREGIO. W swojej ofercie ma on bardzo korzystne cenowo weekendowe bilety turystyczne lub trzydniowe karnety REGIOkarnet. Istnieje także oferta przygotowana wspólnie przez POLREGIO i InterCity. Szczegóły na stronie www.polregio.pl. Do zobaczenia w Krakowie!
1 Komentarz
Zaułek św. Tomasza, tam tworzy się historia, tam ludzie ratują życie…